Jak latać bez skrzydeł?



Jak nie podcinać sobie skrzydeł



Dziwny tytuł, prawda? Czasem człowiekowi przychodzi coś dziwnego do głowy, takie życie...

Co tam u Was słychać?

Mnie się życie pokomplikowało, aby zaraz potem się niesamowicie uprościć. A Wasze życie do przodu kroczy dumnie jak paw? Pawica z pawiątkami?

Czy warto słuchać bzdurnych gadających głów, co mają parcie na szkło? Pewnie nie warto! Wyrzuciłam więc telewizor i nie obchodzi mnie czy muszę płacić abonament, czy nie.

Pamiętnik wariatki - myślicie?

Taki pozór, wpis niedorzeczny na maksa.

A serio?
Klientka ma blog na Bloggerze i sprawdzam, jak tu się formatuje tekst i opisuje zdjęcia.
No to już popatrzyłam. Do miłego, papa.

PS
Przy okazji przypomniałam sobie zapomniany blog. Jak czasem przypadek kieruje życiem. Ten blog z nieba mi spadł, bo właśnie potrzebowałam takiego niezobowiązującego miejsca w sieci do ćwiczeń i jednocześnie przekazania kilku myśli, które nie mieszczą się w wizerunku innego bloga.

Już wymyślałam tytuł, tematykę, idealne klientki... a tu pyk. Mam stary założony blog z idealnym tytułem! W związku z tym ogłaszam oficjalnie, że od dziś Sensownik jest blogiem minimalistki.

Co do tytułu postu - też mam kilka uwag.

Podcięte skrzydła nie pozwalają latać i oglądać świat z dalekiej perspektywy. Mnie pewne wydarzenia zdołowały na maksa. Podcięte skrzydła uwierały latami. Przeszkadzały dotkliwie.

Nie tylko nie mogłam latać, nie mogłam też biegać, a nawet chodzić, bo niby jak chodzić powłócząc podciętymi skrzydłami... Męczyłam się kilka lat, nim zrozumiałam, że trzeba pozbyć się balastu.

Wyrzuciłam podcięte skrzydła, na razie nie muszę latać. Przynajmniej nie tak, jak robiłam to ze skrzydłami. Pomyślałam, że znajdę inny sposób na latanie. A póki co pozbędę się też innych niepotrzebnych rzeczy/spraw/ludzi wokół mnie.

I tak zaczęłam upraszczać swoje życie. Przez zrzucanie balastu jestem coraz lżejsza... I jestem na dobrej drodze :). Może będę tak lekka, że polecę bez skrzydeł?


Komentarze