Jak w chaosie stawałam się minimalistką


Minimalizm czy chaos - wybór należy do Ciebie


Co to znaczy być minimalistką? Myślę, że każdy minimalista trochę inaczej zdefiniuje swój minimalizm. Zapewne zależy to od potrzeb każdego z nas. Niektórzy wiążą swój minimalizm z bezpośrednim otoczeniem, odpowiednim wystrojem wnętrz czy charakterem ogrodu.

Inni potrzebują prostego życia blisko natury, zdrowego jedzenia, czystej wody i powietrza, ciszy i spokoju. To dla nich oznacza być minimalistą. Wszystkim minimalistom przyświeca jedna wizja:
uprościć sobie życie, żyć na własnych zasadach, być wolnym.

Wiele osób zaczyna swoją przygodę z minimalizmem przez pozbycie się niepotrzebnych przedmiotów. Taki przykład dają nam liczni autorzy książek i blogów o minimalizmie. Uporządkuj swoje otoczenie, pozbądź się niepotrzebnych rzeczy - mówią.

A co, jeśli to w naszym przypadku jest bardzo trudne? Jeśli nie jesteśmy gotowi na to, aby wyrzucić rodzinne pamiątki już dziś, mimo że zagracają nasze małe mieszkanie? Co, jeśli nie mamy finansowych możliwości kupienia nowych minimalistycznych i bardzo praktycznych mebli, które zastąpią nasze stare rupiecie rodem z PRLu?

Moje pokolenie, choć jeszcze niestare, nie jest już młode. Przez dziesiątki lat obrośliśmy przedmiotami, nazbierało się wiele rzeczy, które zostały poupychane gdzieś po kątach i zakamarkach. Nikt o nich nie pamięta. W codziennym wyścigu z czasem zabrakło właśnie czasu na bieżące wyrzucanie. Potem przyszedł kryzys małżeński, były inne priorytety, niż generalne porządki.

Drugi kryzys i kilka lat bezrobocia. Jak tu wyrzucać stare rzeczy, które są jeszcze dobre, może przydadzą się kiedyś, gdy nie będzie za co kupić nowych ubrań, butów, garnków...

Po wielu kolejach losu i kilku wyprowadzkach ze swoich uporządkowanych mieszkań, znalazłam się z powrotem w rodzinnym domu. Zagraconym przez dawnych mieszkańców i dograconym przeze mnie. Gdzieś przecież musiałam upchnąć przywiezione  osobiste manele, które przykleiły się do mnie przez kilkadziesiąt lat życia. Koleje losu...

Swoją mentalność minimalistki musiałam przyzwyczaić do zagraconego mieszkania. Nie było czasu na selekcje, analizy i medytacje. Czy ta rzecz jest w dobrym gatunku? Czy mam z nią relację emocjonalną? Zostawić czy wyrzucić?

W tamtym momencie swojego życia goniłam w piętkę pomiędzy opieką nad cierpiącą co noc, chorą babcią a minutami kradzionymi na sen lub zdalną pracę. I w takich okolicznościach zaczęłam praktykować minimalizm. Nie od wyrzucania rzeczy materialnych. Zaczęłam od wyrzucania niepotrzebnych rzeczy ze swojej głowy.

A nazbierało się w tej głowie sporo rupieci, głównie złe emocje i nieprzepracowane relacje. Ludzi i relacje z nimi zostawiłam za sobą fizycznie, ale emocjonalnie przywlokły się za mną i razem z zagraconym rzeczami mieszkaniem tworzyły szczególnie nieurokliwy, a upierdliwy duet.

W tej gonitwie czułam wielką potrzebę uporządkowania, potrzebę wolności. Wiedziałam, że pewnych rzeczy w tamtej chwili nie zmienię, ale chciałam zmienić to, na co miałam wpływ, czyli swoje myślenie. Systematycznie, choć niezwykle wolno zmieniałam swoje życie. Zaczęłam od siebie i swojego postrzegania rzeczywistości.

Gdy uporządkowałam sobie w głowie, przestały mi przeszkadzać graty. Kiedyś znajdę czas na to, aby się ich pozbyć, jeszcze nie dziś. Dziś po prostu ich nie widzę. Czy to jest minimalizm? Dla ortodoksów, którzy zaczynają od wywalenia ze swojego życia wszystkich przedmiotów, łącznie z rodzinnymi fotografiami, to zapewne jest zaprzeczenie minimalizmu. A dla mnie minimalizm to przede wszystkim mentalność i porządek w głowie.

Jak widać różnymi drogami kroczy minimalizm. Jedni mówią: Uporządkuj swoje środowisko, będziesz mieć porządek w głowie. Ja mówię: Zacznij od porządkowania głowy, reszta przyjdzie z czasem.

Komentarze